Nadszedł czas, na który przygotowywali nas całe trzy lata.
Czas, którym tak bardzo nas straszyli…
„Nie zdasz!”
„Zobaczymy na egzaminie, jak bardzo ci nie pójdzie!”
„Pójdziesz do zawodówki!”
Po pierwsze. Co jest aż tak złe w zawodówkach?
No bo pomyślmy.
Trafisz do zawodówki, chcąc lub nie chcąc. Zakończywszy tę
szkołę od razu otrzymujesz zawód, tyle że z nalepką nieroba i lenia, jaką
przypinają wszystkim tym uczniom. Warto napomknąć, że po zakończeniu jej można
się udać do liceum dla dorosłych oraz zdać maturę i udać się na studia.
Sama nie zamierzam wybrać się do zawodówki, jednakże…
Rozumiem… Zapewne zdarzają się tam ludzie, którzy poszli tam z czystego
lenistwa (?), ale są tam też inni ludzie… Nalepki, nalepki! Tym obklejony jest
nasz świat!
Jednakże nie o zawodówkach chcę dziś porozmawiać.
Już niedługo, bo w środę, uczniowie trzeciej klasy
gimnazjum, w tym ja, zaczną pisać egzaminy gimnazjalne. Od tego, w dużym
stopniu, zależy do jakiej szkoły się udamy.
Na temat, czy testy te są ważne, czy nie, nie za bardzo mam
ochotę się wypowiadać, jednakże warto napomknąć, co o nich sądzę, a jestem
ciekawa i waszych opinii. W sumie po zakończeniu nauki pewnie nie będą one
miały na mnie większego wpływu i o nich zapomnę, jednakże najpierw muszę dojść
do tego poziomu, który sobie wymarzyłam, poprzez szkoły, które mnie do tego
należycie przygotują, a do których najpierw trzeba się dostać. Dlatego mam do
nich sprzeczne uczucia. Oczywiście stresuję się ich i to strasznie, ponieważ
nie należę do osób, które uczą się od deski do deski przez wszystkie trzy lata.
Nie jestem też i tą osobą, która wszystko szybko zapamiętuje i ma dar do
wszystkiego (pozdrawiam typowych humanów!). Także egzaminy próbne nie wyszły mi
najlepiej (dzięki historio, że chociaż ty zostałaś mi wierna!). Z drugiej
jednak strony… Jeśli nie dostanę się do szkoły z tak wysokim progiem punktowym
(149 punktów :”(…. Czemu nie jestem wysportowana i nie mam predyspozycji aby
brać udział w zawodach sportowych, które są punktowane?!), to sądzę, że stać
mnie abym znalazła się w dobrej, ale nie najlepszej szkole.
Tylko powiedzcie mi… Czy tylko ja jestem takim geniuszem,
który odkłada wszystko na ostatnią chwilę?!
Wiadomo, nie odrobię w mniej niż tydzień wszystkich tych
trzech lat. Zatem… Jak zabieram się za naukę?
Pierwsze co to historia. Historia wchodzi mi łatwo, historię
uwielbiam o historii mogę słuchać. Chyba, że temat mi nie podejdzie (:”)). Tak
jak pisałam wyżej, ten przedmiot jako jedyny bez nauki poszedł mi w miarę
dobrze na próbnych egzaminach, jednak moim celem jest mieć jeszcze więcej
punktów, aby nadrobić straty z matematyki i przyrody. Dlatego wypisuję sobie
najważniejsze fakty, postacie i mapki z historii na Bristolu, z którego łatwiej
będzie mi się uczyć, gdyż a) najwięcej zapamiętuję przez pisanie b) wszystkie
informację mam w jednym miejscu c) łatwiej mi zrozumieć kombinacje, które
zapisałam własnym pismem. W historii na egzaminie jest jeszcze jeden ważny
aspekt, który wpaja nam pani od dwóch lat. Trzeba myśleć i dedukować. O to w
tym chodzi. Na egzaminie rzadko kiedy dają po prostu wpisanie daty, ale raczej
uporządkowanie czegoś chronologicznie lub powiązać pewne fakty z na przykład
postaciami. Wiele da się wywnioskować z treści polecania. Odpowiedź może się
też znajdować w następnym, lub poprzednim pytaniu!
Polski. Z polskim mam taką dziwną sytuację, że słabo idą mi
pytania zamknięte i punkty nadrabiam tymi otwartymi. Tak jak wszyscy narzekają
na rozprawkę, to ja nie chciałabym charakterystyki, której po prostu nie
znoszę. Polski zazwyczaj też łatwo mi wchodzi, warto poprzypominać sobie środki
stylistyczne, gramatykę oraz lektury.
O matematyce i przyrodzie nie za bardzo się wypowiem, bo nie
wiem co. Na pewno poprzypominam sobie wzory, porozwiązuję zadania, wypiszę
pierwiastki, wszystkie spalania, reakcje. Bardzo często zdarzają się pierwiastki,
potęgi, funkcje, objętości oraz układy równań, czyli w większości coś czego nie
cierpię. Najbardziej boje się pytań otwartych, ponieważ nigdy nie umiem nic
wydedukować z treści zadania matematycznego! (także nie polecam mnie, kiedy
widzę, że mam obliczyć masę jakieś cząsteczki!)
Angielski. Angielskiego się aż tak nie stresuję, może nie
jestem w nim najlepsza, ale ostatnimi czasy polepszyłam się. Warto wypisać
sobie wszystkie czasy, kiedy się ich używa i ich konstrukcje. Właśnie dzisiaj
się tym zajęłam i to mi pomogło, bo wszystko mi się ułożyło!
Podsumowując.
Co jest najważniejsze? Przede wszystkim rozwiązywanie testów
z poprzednich lat, ponieważ zazwyczaj schemat jest podobny. Kiedy dojdziemy to
tego jakim tropem oni idą, będziemy mogli za tym podążyć (nadal jestem na
etapie poszukiwań xD).
Nie napiszę, jak wszyscy, że nie mamy się czym stresować, bo
jak mam zadziałać? I tak ja i wy, którzy się stresujecie będziemy się
stresować, ale, mam nadzieję, po ostatnim egzaminie z angielskiego, poczujemy
wewnętrzną ulgę i przestaniemy się tym aż tak przejmować.
Mam nadzieję, że udzieliłam wam i sobie dość trafnych rad.
Dzięki za przeczytanie tego długiego wywodu i wszystkim, którzy tak jak ja
niedługo piszą egzaminy życzę powodzenia! (zapewne jeszcze o tym napiszę, ale
ciii…)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz