Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Córka Zeusa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Córka Zeusa. Pokaż wszystkie posty

środa, 2 sierpnia 2017

76. PSYCHOPATKA, SOCJOPATA I PISARKA | "BAD MOMMY. ZŁA MAMA" | TERRYN FISHER #CÓRKA ZEUSA


Tytuł oryginału: Bad Mommy
Wydawnictwo: SQN
Ilość stron: 309
Seria: -
Tom: -

Fig, główną bohaterkę powieści, poznajemy w dziwnych okolicznościach, gdyż już na pierwszych stronach kobieta obserwuje małżeństwo Avery. Ich kilkuletnią córkę Mercy, na punkcie której ma obsesję, idealną, ale złą matkę Jolene i przystojnego Dariusa. Rodzina idealna a Fig im tego zazdrości. Kobieta chciałaby żyć jak oni, dlatego urządza wnętrze swojego domu na ich wzór, wstawia zdjęcia na Instagrama tak jak Jolene, aż w końcu chce zabrać też Dariusa i całe życie Złej Mamy.

Książka jest podzielona na trzy części: Psychopatka, Socjopata i Pisarka. W tej powieści ten zabieg jest naprawdę udany, gdyż poznajemy trzy perspektywy a „idealna” rodzina, może przestać wydawać nam się taka idealna. Gdybym miała wybrać czyja perspektywa była dla mnie najlepsza, najciekawsza to zdecydowałabym się raczej na Pisarkę, gdyż tą właśnie postać polubiłam najbardziej, ale o tym za chwilkę.
Jest to moja pierwsza powieść autorstwa Terryn Fisher, mimo iż napisała ona popularne książki, i muszę przyznać, że wywarła na mnie dobre wrażenie. Jej pióro jest lekkie, ale czytając tę historię nie mogłam się oderwać. Czyta się błyskawicznie, momentami udaje jej się zaskoczyć, a fragmentami wytrzeszczałam oczy ze zdziwienia. Jednakże muszę wspomnieć, iż trochę się na niej zawiodłam. W Internecie, czy to na booktubie, czy na blogach, znalazłam ogrom pozytywnych recenzji, wychwalających tę powieść pod względem klimatu. Nastawiłam się więc na historię mroczną, niepokojącą i taką, o której będę pamiętać przez długi czas. I owszem, zdarzały się momenty, w których czułam niepokój, jednak nie trzymało mnie to przez te wszystkie trzysta stron. Jest to młodzieżówka, jedna z lepszych, ale lekko zawiodłam się na klimacie, który miał mnie przerazić.
Bohaterowie są naprawdę nieźle wyrysowani. O tym, jak bardzo Fig jest niebezpieczna dowiedziałam się bardziej z części, które opisuje Darius, a jeszcze bardziej ze strony Jolene. Fakt, że ciągle u nich przesiadywała, chodziła do restauracji, gdzie oni, kupowała te same produkty, a nawet znajdowała trudne do znalezienia farby do pomalowania ścian. Najgorsze było jej zauroczenie Mercy, kilkuletnią dziewczynką. Darius, mąż Jolene, wszystkim wydawał się być perfekcyjnym mężem, jednak był on dla mnie jedną z gorszych postaci w powieści przez jego stosunek do żony, ale nie będę tutaj za dużo zdradzała. Natomiast Jolene bardzo polubiłam. Zawsze szukała u innych tylko dobrych stron (co czasem nie okazało się dobrym podejściem), jednak stawiała na swoim. Wiedziała kim jest i to mi się w niej podobało.
Także… To czy polecam wam tę książkę zależy tylko i wyłącznie od was, gdyż jest ona naprawdę dobra, ale zawiodłam się po tych wszystkich świetnych recenzjach. Mogę przyznać, że najmocniejszym punktem książki jest ostatnie zdanie. Nawet nie końcówka, tylko ostatnie zdanie, które wbija w siedzenie. Myślę, że jeśli szukacie thrilleru, ale w wersji młodzieżówki to powieść powinna wam się spodobać.

8/10

środa, 12 lipca 2017

75. "JESTEM ŻONĄ SZEJKA" | LAILA SHUKRI #CÓRKA ZEUSA


Tytuł oryginału: -
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 388
Seria: - 
Tom: -

Nie wiem, czy jestem księżniczką, czy niewolnicą, czy może jedną i drugą. A może żadną z nich. Może tylko jestem do szaleństwa zakochaną kobietą. 

Laila Shukri to polska pisarka, która ma na swoim koncie już kilka powieści. Pisze pod pseudoninem, a w tej książce pokazuje nam całą prawdę o jej życiu.
O życiu żony szejka.
Isabelle pracuje w firmie farmaceutycznej. Pewnego dnia dostaje propozycję wyjazdu do Dubaju. Przyjmuje ją i tam zaczyna się cała historia.
Dwudziestokilkoletnia kobieta poznaje jednego z najbogatszych szejków Zjednoczonych Emiratów Arabskich, w którym zakochuje się do szaleństwa. Jej życie staje się prawdziwą bajką. Salim wydaje się być wprost idealny... Dba o żonę, kocha ją, robi wszystko dla jej dobra oraz kupuje najdroższe prezenty. Mimo protestów ze strony rodziny i przyjaciół Isabelle postanawia wziąć z Salimem ślub.
Wszystko zmienia się, gdy mąż każe jej zakładać abaję, hidżab i nikab. Robi się bardzo zazdrosny. Nie pozwala Isabelle wychodzić z domu, tym bardziej bez ochrony, staje się agresywny... Aż pewnego dnia zostawia ją samą na pustyni.

Starałam się ze wszystkich sił. Każdego dnia i każdej nocy usiłowałam wyrzucić go ze swoich myśli i swojego serca. Ale nie byłam zdolna tego zrobić. Wówczas poznałam potęgę hipnotyzującej miłości, która nie obawia się trudności, przeciwności i bólu. I niezależnie od tego  , jak bardzo jesteśmy rozczarowani, zawiedzeni lub zranieni, ona w nas trwa, przenikając swą wszechwładną mocą każdą cząsteczkę naszego jestestwa. 

Do książki podeszłam z entuzjazmem. Nie czytałam jeszcze żadnej powieści Shukri, a ta bardzo mnie ciekawiła, mimo iż niezbyt interesuje mnie Wschód to cieszę się, że sięgnęłam po tę historię i zapoznałam się z tym wszystkim. 
Książka ukazuje nam szczerą prawdę. Autorka nie próbuje nas na siłę przekonać, jak jest pokrzywdzona, nie kocha go, zmuszana jest do miłości... Pokazuje nam, że naprawdę zakochała się w mężczyźnie. Jednak to jest najbrutalniejsze. Młoda kobieta, która oddała uczucia mężczyźnie, który staje się coraz brutalniejszy i agresywniejszy. Traci swoją wolność. Tak, dokładnie o to chodzi w tej powieści. Isabelle z każdą stroną coraz bardziej traciła wolność. 
Najlepsze w powieści było to, iż historia nie skupia się tylko i wyłącznie na Isabelle i Salimie, ale też ogólnie sytuacjom, które dzieją się na Wschodzie, w tym szczególnie o niewolnictwie. Znajdziemy tu krótko opisane historie kilku służących,  które przechodziły piekło. Jest też rozdział o terroryźmie, który moim zdaniem był najciekawszy. Zamieszczone są tam również informacje o atak, które działy się niedawno, np.  w Nicei.
Styl pisania autorki jest naprawdę przyjemny, co dziwnie jest pisać ze względu na tematykę książki, jednak Laila Shukri ma bardzo lekkie pismo, dzięki któremu powieść wręcz się pochłania. Jedyne do czego mogę sie przyczepić to dialogi, które wydawały mi się dość amatorskie i martwe, ale nie licząc tego małego mankamentu polecam powieść wszystkim, nawet ludziom, którzy, jak ja, nie interesują się Wschodem, bo myślę, że warto wiedzieć, co się tam dzieje.

8/10

niedziela, 2 lipca 2017

74. "TY, SZCZĘŚLIWA AUSTRIO, ŻEŃ SIĘ!" | "MARIA ANTONINA. Z WIEDNIADO WERSALU"| JULIET GREY #CÓRKA ZEUSA


Tytuł oryginału: Becoming Marie Antoinette
Wydawnictwo: Bukowy las
Ilość stron: 392
Seria: Maria Antonina
Tom: 1
*Z Wiednia do Wersalu*W Wersalu i Petit Trianon*Z pałacu na szafot*

"Niech inne kraje prowadzą wojny, ty, szczęśliwa Austrio, żeń się"

Maria Antonina, znana z historii, Królowa Francji i arcyksiężna austriacka jest raczej traktowana dość po łebkach. Wiemy, że do Francji przybyła z Austrii, została żoną Ludwika Augusta oraz  podczas panowania jej męża wybuchła rewolucja francuska. Pusta, rozpieszczona i lekceważąca
problemy ludzi niższego stanu. Jednak mało kto zagłębia się w jej historię, aby poznać jej prawdziwy życiorys.
Jak sam tytuł wskazuje Marię Antoninę poznajemy jeszcze, gdy wraz z rodziną mieszka w Wiedniu. Matka nie przyłożyła się zbytnio do edukacji najmłodszej córki, która, wówczas, jako dziesięciolatka ma w głowie zabawy. Wszystko się zmienia gdy Maria Teresa Habsburg, cesarzowa Austrii i matka Marii Antoniny, postanawia wydać córkę za Ludwika Augusta, wnuka Ludwika XV, króla Francji. Wtedy przygotowanie córki do wyjazdu musi odbyć się w zawrotnym tempie. I już w wieku czternastu lat Maria Antonina przybywa do Wersalu, gdzie po raz pierwszy poznaje swojego męża. Jednak dlaczego oboje nie mogą skonsumować małżeństwa?

"(...)ci, którzy nie studiują historii, są skazani, aby ją powtórzyć"


Byłam bardzo dobrze nastawiona na tę powieść i z zapałem zabrałam się za jej czytanie. Czas XVIII-wiecznej Francji, stroje, rewolucja bez granic mnie pasjonują. I muszę przyznać, że lekko zawiodłam się na tej powieści.
Nawet nie mogę przyznać dlaczego. Bodajże dlatego, że nastawiłam się na powieść dość poważną, a otrzymałam historię z perspektywy dziesięciolatki. I to był dla mnie strzał na samym początku. Jednak z czasem przyzwyczaiłam się do tego i uznałam, że być może jest to lepszy zabieg, gdyż jeszcze bliżej poznajemy postać Marii Antoniny, a o to w tej książce chodzi, prawda? Moje pozytywniejsze z czasem nastawienie nie zmieniło jednak faktu, iż książka nie porwała mnie na tyle, abym nie mogła się od niej oderwać. Owszem, zdarzało się momentami, że zabierałam się za nią i czytałam godzinę, jednak podczas owej godziny mogłam przeczytać, na przykład tylko sześćdziesiąt stron. Dopiero po przeczytaniu powieści poczułam wielką tęsknotę do Wersalu, Marii Antoniny, czy wszystkich pałacowych intryg.
Teraz może powiedzmy trochę o jednym z najistotniejszych aspektów tej książki, czyli postaciach, gdyż najważniejsza ma tu być Maria Antonina. Wcześniej nie darzyłam tej bohaterki historycznej wielką sympatią, gdyż czytałam o niej tylko z kilku źródeł, gdzie przedstawiano ją raczej w gorszym świetle. Po zapoznaniu się z perspektywy, którą przedstawia książka Juliet Grey da się zauważyć miłość tej bohaterki, której matka nie okazywała jej należytych uczuć to ona i tak robiła wszystko by ta była z niej dumna. Nie zapominajmy też, iż po przybyciu do Wersalu była ona jeszcze dzieckiem, więc spojrzenie na ten świat, w którym znalazła się po raz pierwszy było zupełnie inne, a i tak radziła sobie z nim dobrze.
Również Ludwik August nie jest tu przedstawiony negatywnie, ale jako nieśmiały jeszcze chłopiec, który… Lubi jeść. Oczywiście, że irytacja Marii Antoniny udziela nam się, gdyż Ludwik często ignorował swoją żonę na początku ich relacji, ale z czasem ta postać również nie była dla mnie odpychająca.
„Maria Antonina. Z Wiednia do Wersalu” nie jest typową powieścią historyczną, gdzie znajdziemy tylko suche fakty. Postacie, często przedstawiane nam w sposób bardzo prosty, zostały tutaj ożywione, nie są czarno-białe. Poprzez wstawki z języka niemieckiego i francuskiego można doskonale wczuć się w klimat powieści. Czasy zostały też świetnie wyrysowane, sytuacje przez które musi przejść młoda królowa, jej brak prywatności, wszystkie ruchy, które są bacznie obserwowane.
Czy mogę polecić tę powieść? Tak, raczej tak. Jeśli lubicie historię i uznacie, iż miło byłoby przybliżyć sobie postać Marii Antoniny, ciekawią was te czasy to jasne, sięgajcie po tę książkę! Jednak nie zapominajmy, iż jest to też fikcja historyczna i, mimo że, wiele faktów jest zgodnych to na potrzeby historii Juliet Grey pozmieniała kilka rzeczy, ale skrupulatnie objaśniła je pod koniec książki.

7/10

wtorek, 20 czerwca 2017

74. "ZIELONA MILA" | STEPHEN KING #CÓRKA ZEUSA


Tytuł oryginału: The Green Mile
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, Albatros
Ilość stron: 410
Seria: -
Tom:

Akcja książki rozgrywa się w latach 30 XX wieku. Paul Edgecombe jest strażnikiem w więzieniu Cold Mountain. Styka się z ludźmi, którzy zostają skazani na karę śmierci. Zna już ich zachowania, wie, jak na to reagują, ale nowy więzień, John Coffey, jest zupełnie inny. Oskarżony o gwałt i zabójstwo dwóch małych dziewczynek jest najłagodniejszą osobą, jaką Paul spotkał. Boi się ciemności, ciągle popłakuje. Jak ten wielki, ciemnoskóry, ale łagodny mężczyzna mógł dopuścić się tej zbrodni?


 Jestem zmęczony, szefie. Zmęczony wędrówką, samotnie jak jaskółka w deszczu. Zmęczony tym, że nigdy nie miałem przyjaciela, żeby powiedział mi skąd, gdzie i dlaczego idziemy. Głównie zmęczony tym, jacy ludzie są dla siebie. Zmęczony jestem bólem na świecie, który czuję i słyszę... Codziennie... Za dużo tego. To tak, jakbym miał w głowie kawałki szkła. Przez cały czas.


„Zieloną milę” kojarzą chyba wszyscy, często za sprawą filmu, którego, przyznam się, jeszcze nie oglądałam. Od dawna ta pozycja znajdowała się na mojej liście książek, które chcę przeczytać, jednak spodziewałam się, że będzie typowy jak słońce horror. To znaczy myślałam tak, kiedy jeszcze nie zabrałam się za Kinga. Kiedy sięgałam po tę pozycję spodziewałam się czegoś genialnego.
Nie zawiodłam się.
King zachęca tu już od pierwszej strony. Kiedy znajdowałam się już na samym początku uznałam: „wow, to może być lepsze od ‘Misery’!”. Co prawda, przez około 120 stron poznajemy życie w więzieniu Cold Mountain oraz innych więźniów, jednak mogę przysiąść, że jeśli nie jest się osobą, która zniechęca się po kilku stronach, jest to naprawdę ciekawe i zachęcające. John Coffey, jako główniejszy bohater z początku jest tylko kilka razy wspomniany, jednakże sądzę, iż jest to zabieg, jak najbardziej celowy i genialny, gdyż nie jest nam chamsko rzucone: „o czytelniku, patrz, to jest John Coffey, on jest tu ważny, więc masz, poznaj od razu cały jego życiorys”. Nie wiem, czy o to też chodziło, jednak ja dzięki temu odczułam nieśmiałość i brak agresji nowego więźnia.
Akcja nie toczy się błyskawicznie, jednak na każdym kroku poznajemy wspaniałość tej książki, jej realność, niesprawiedliwość. Doznajemy tysiąca różnych emocji w tym samym czasie. Przewracałam kartkę za kartką, pragnąć poznać dalsze losy Paula i jego kolegów, więźniów i innych bohaterów. Powieść jest brutalna, ale czy życie nie jest brutalne? Ukazuje nam te gorsze strony: niesprawiedliwe osądy, cierpienie, śmierć. Sądzę też, że każdy mógłby znaleźć w niej coś, co mu przypadnie do gustu, trafi do niego, bądź nawet czasem uśmieje (poczucie humoru Stephena Kinga <3).
Jest to jak na razie moja ulubiona książka Stephena Kinga (piszę to za każdym razem xD) i aby ją przebić autor będzie musiał się naprawdę mocno, mocno, mocno postarać! Szczerze mogę ją polecić!
10/10


Jeśli czytaliście "Zieloną milę" podzielcie się swoją opinią w komentarzu! :D

czwartek, 25 maja 2017

73. O OBSESYJNEJ MIŁOŚCI DO KSIĄŻKI | "MISERY" | STEPHEN KING #CÓRKA ZEUSA


Przepraszaam! Wiem, że zaniedbałam troszkę naszego bloga, a tu już wybiło osiem tysięcy wyświetleń! Dziękuję wam bardzo, to wiele dla mnie znaczy! Jednak bez zbędnego przedłużania, zapraszam na kolejną recenzję książi Kinga :D

Tytuł oryginału: Misery
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, Albatros
Ilość stron: 344
Seria: -
Tom: -

W książce wszystko poszłoby pewnie zgodnie z planem... ale w życiu, cholera, zawsze panował potworny bałagan.

Paul Sheldon to znany autor romansideł, w których główną bohaterką jest Misery Chastain. Jego książki zyskały dużą popularność, w większości wśród kobiet. Pewnego dnia Paul wsiada za kierownicę po alkoholu i ulega wypadkowi.
Mężczyzna budzi się w pokoju, którego nigdy wcześniej nie widział. Okazuje się, iż trafił on do domu byłej pielęgniarki, Annie Wilkes, która jest ogromną fanką historii o Misery. Jednak jej stanu nie da się nazwać zwykłym podziwem, tylko szaleńczym uwielbieniem.
Kiedy kobieta czyta ostatni tom serii Paula, w którym Misery ginie, wpada w szał. Torturuje pisarza, aby ten napisał kolejną część i przywrócił ją do życia.
Zmasakrowany już Paul odkrywa przeszłość Annie…

[...] jeżeli przez całe życie zakładasz, że musi się ci przytrafić tylko to co najgorsze, to przecież może się zdarzyć, że się czasem pomylisz

Jest to moja czwarta książka Stephena Kinga i jak na razie najlepsza! Zaciekawiła mnie już od pierwszych stron, mimo iż szybciej zaczęłam czytać dopiero po 200 stronie.
Największym plusem powieści są doskonale wykreowani bohaterowie. Dodatkowo przez większość  książki jest ich tylko dwóch, a znajdują się oni w jednym miejscu, czyli w domu Annie. Oboje świetnie wyrysowani, ale największe wrażenie zrobiła na mnie sama Annie. Bohaterka z kilkoma twarzami, brutalna, gdy się pojawia, ciarki przechodzą po plecach. Ta chora psychicznie postać ma mroczną, straszną, ale ciekawą przeszłość, którą z czasem poznajemy na kartach powieści.
Stephen King stworzył tu genialny klimat. Książka potrafi przerażać, ale wciąga nas do końca. Nie mogłam się od niej oderwać, ciągle coś pchało mnie, aby poznać losy Paula i Annie, sprawdzić, czy Sheldon wydostanie się z tego przeklętego domu, czy już nie zdąży…
Może to brzmieć dość nudnawo. Praktycznie cała akcja rozgrywa się w domu Annie, występuje dwóch bohaterów. Poszkodowany Paul musi znosić katusze, którymi częstuje go była pielęgniarka, ale nic bardziej mylnego. W pewnym momencie czułam w żołądku nieprzyjemne uczucie i chęć odstawienia książki, chociażby na moment, aby przetrawić to, co robiła Annie, ale nie potrafiłam, bo wciągnął mnie  wir wydarzeń.
Być może słyszeliście, że do kiosków trafiają teraz, co dwa tygodnie, powieści mistrza grozy. Właśnie pierwszą, jaka się pojawiła, jest „Misery” i właśnie stąd ją posiadam. Książka jest bardzo fajnie wydana. Ma twardą (i bardzo zachęcającą!) okładkę, a kartki są wręcz idealne! I w dotyku, i w wyglądzie, a do tego przecudnie pachnie!
Szczerze polecam wam „Misery”’ autorstwa Stephena Kinga, ale jeśli czytacie w większości młodzieżówki, a po poważniejsze książki sięgacie raz po raz, ale chcecie wciągnąć się w Kinga nie radzę od niej zaczynać, bo naprawdę może was znudzić, a tego naprawdę nie chcę! Jednak jeśli to nie ma być wasza pierwsza powieść tego autora to sięgnijcie po nią, jak najszybciej!

9/10

niedziela, 14 maja 2017

72. JEDNA Z NAJBARDZIEJ IRYTUJĄCYCH BOHATEREK ;_; | "PREBUDZENIE" | KELLEY ARMSTRONG #CÓRKA ZEUSA

Przepraszam za dość krótką recenzję, aczkolwiek to, co unałam za ważne, sądzę, że napisałam, a cała reszta.... Zapraszam na recenzję!


UWAGA! Książka jest kontynuacją serii, więc w recenzji mogą znaleźć się spoilery. Zapraszam do recenzji pierwszej części: "Wezwanie" Kelley Armstrong


Tytuł oryginału: The Awakening
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 328
Seria: Najciemniejsze moce
Tom: 2
*Wezwanie*Przebudzenie*Odwet*

Kiedy jej obecne życie straci blask nowości, zacznie dostrzegać rysy i szczeliny, a wpatrując się w nie, zrozumie prawdę.

Po ucieczce i rozstaniu się z chłopakami, Chloe, Rae i Tori, zdradzone przez ciotkę Chloe, zamknięte są przez ludzi z Lyle House. Niektórzy myślą, że to dobrze, wszystko zrobione jest z myślą o ich bezpieczeństwo, ale dziewczyna wie, że to nie prawda. Wraz z Tori uciekają z ośrodka, aby odnaleźć Simona i Dereka. Ludzie z Lyle House, natomiast, nie mają zamiaru na to pozwolić i tak zaczyna się pogoń za przyjaciółmi. Stawką w tej grze jest ich wolność.
Dodatkową trudność stanowi nadprzyrodzona moc Chloe, którą jest przywoływanie duchów zmarłych. Dziewczyna musi nauczyć się odróżniać ich między ludźmi prawdziwymi.

Jesteśmy kompletnie ześwirowani i kompletnie nie cool. Twoja popularność leci na łeb na skutek samego przebywania z nami 

Akcja książki zaczyna się praktycznie od tego momentu, w którym zakończyła się pierwsza część. „Wezwanie” nie było cudowną powieścią, o której nie zapomnę, ale sympatyczną, więc z chęcią sięgnęłam po „Przebudzenie” i cóż mam powiedzieć… Zawiodłam się…
Chloe zaczęła mnie tak irytować… Była tak głupia, lekkomyślna i infantylna, że miałam ochotę do niej podbiec i krzyknąć „Dziewczyno! Opanuj się!”. Reszta postaci… Cóż, pozostała, taka jaka była. Victoria nadal jest kreowaną na tą „wredną bez skrupułów”, Derek ten „milczący przystojniak”, a Simon „sympatyczny przystojniak”. Pod tym względem nic się nie zmieniło, nadal są szablonowi i nie pozostają w naszym sercu na dłużej.
Dialogi między bohaterami były bardzo amatorskie i martwe. Nie umiałam się w nie wciągnąć. Przelatywałam wzrokiem po tym, co mówili, myślałam „mhm, okej” i tyle. W większości rozmowy opierały się na kłótni Victoria kontra wszyscy inni, krzyczenie, bronienie, krzyczenie, bronienie Chloe. Właśnie! W książce główna bohatera, jak już wspominałam, postępuje tak głupio, ale wszyscy wokół jej bronią. Może nie licząc Victorii, która wkurzała mnie już czepianiem się, aby się czepiać, ale w tej kategorii się z nią zgadzam… Ludzie, ogarnijcie się! Chloe nie jest pępkiem świata!
Mimo tych dość poważnych błędów „Przebudzenie” jest książką łatwą, lekką, przyjemną mniej lub bardziej, którą czyta się błyskawicznie. Mnie zajęło to dzień, chociaż to może przez fakt, że na czytniku czytam powieści szybciej. W każdym bądź razie sądzę, że sięgnę po „Odwet”, czyli trzecią część Najciemniejszych mocy, aby przekonać się, czy autorka robi krok w przód, czy nadal będzie się utrzymywać na tym swoim bardzo przeciętnym szczebelku.


4/10

wtorek, 9 maja 2017

71. BRAK RYZYKA TO NAJWIĘKSZE NIEBEZPIECZEŃSTWO | "PONAD WSZYSTKO" | NICOLA YOON #CÓRKA ZEUSA


Tytuł oryginału: Everything, Everything
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 324
Seria: -
Tom: -

"Wszystko niesie z sobą pewne ryzyko. Nierobienie niczego też jest ryzykowne. Decyzja należy do ciebie."

Wielu z nas zapewne ma na coś alergię. Bodajże na pyłki, a może na jakiś składnik spożywczy. A teraz spójrzmy na to, że mielibyśmy być  uczuleni na wszystko.
Osiemnastoletnia Madeline wie co to oznacza. Nie może wyjść z domu, w którym
  co jakiś czas ma filtrowane powietrze, gdyż może się to zakończyć tragicznie. Całe dnie spędza czytając książki, grając z mamą w gry, rozmawiając z pielęgniarką, bądź na obserwowaniu sąsiadów przez okno. Krótko mówiąc: rutyna.
Dla młodej dziewczyny nie jest to zbyt komfortowe, aczkolwiek Madeline przywykła do takiego trybu życia i zaakceptowała to, rozumiejąc swoje położenie.
Pewnego dnia dziewczyna wygląda przez okno, jak zwykle, aby zobaczyć nowych sąsiadów. Nie wiedziała, że ten dzień zmieni jej życie. Madeline widzi przystojnego chłopaka, ubranego na czarno – Olly’ego. Początkowo piszą ze sobą maile i rozmawiają gestykulując przez okno (okno sypialni Madeline wychodzi na okno chłopaka). Jednak dzięki niemu Maddy rozumie, że jej życie nie dokońca ją satysfakcjonuje i uszczęśliwia.

"Dziwnie zdać sobie sprawę, że jest się gotowym umrzeć. To nie nagły przebłysk, cudowne olśnienie, ale powolny proces, jak uchodzące z balonu powietrze, tylko na odwrót."

Książkę czyta się po prostu błyskawicznie. Zajęło mi to dzień, ponieważ Nicola Yoon ma prosty i przyjemny styl pisania. Narracja jest pierwszoosobowa, więc natykamy się tu na młodzieżowy, lekki język. Do tego spotykamy tu notatki, zapiski, rysunki i tzw. „słownik Madeline”, przez co książkę pochłania się, nawet nie orientując się kiedy.
Postać Maddy podobała mi się pod tym względem, że mimo choroby nie miała ona żadnej depresji. Pogodziła się ze swoim losem. Uznała, że jest tak jak być musi i nie zmieni tego, buntując się przeciwko światu. Inne postacie też były w porządku, aczkolwiek nie bardzo zapadły mi w pamięć. Może jedynie fakt, iż każda ma swoją historię. Ojciec i brat Maddy zginęli w wypadku i została tylko z matką, Olly ma agresywnego ojca, a pielęgniarka Carla córkę, z którą marzy jej się kontakt, taki jaki ma Madeline ze swoją. Przez te sytuacje bohaterowie wydają nam się bardziej ludzcy i nikt z nich nie ma idealnego życia.
Końcówka była dla mnie zaskakująca i nie przewidziałam jej. Oczywiście nie powiem wam co się wydarzyło, bo nie chcę spoilerować tej powieści, ale zdziwiło mnie to co się wydarzyło. W międzyczasie możemy spotkać się z humorystycznymi wstawkami, przez co książkę jeszcze przyjemniej się czyta.
Dodatkową zaletą tej pozycji jest jej wydanie. Jak już wspomniałam, w środku znajdziemy jakieś notatki, maile i tym podobne, ale już sama okładka przyciąga oko, bo jest prześliczna. Jest dość gruba i ma skrzydełka. Strony też nie są cienkie i żółte, nie białe, więc wszystko jest super! ;)

Dlaczego mogę wam polecić tę pozycję? Książka jest lekka, czyta się naprawdę szybko, więc może zadziałać na zastój czytelniczy ;) Zawiera zaskakujące zakończenie i bohatera, a także nas rozweseli w pewnych sytuacjach :D

7/10

poniedziałek, 8 maja 2017

70. NADAL NIE LUBIĘ TEGO ZWIĄZKU ;-; | "THE KING SLAYER. KRÓLOBÓJCZYNI" | VIRGINIA BOECKER #CÓRKA ZEUSA



UWAGA! W RECENZJI MOGĄ POJAWIĆ SIĘ SPOILERY, WIĘC JEŚLI NIE CZYTAŁEŚ PIERWSZEGO TOMU ZAPRASZAM DO WCZEŚNIEJSZEJ RECENZJI

"Znów jestem tu, gdzie spędziłam dzieciństwo, gdzie tak często towarzyszył mi Caleb. W miejscu, gdzie się ta historia zaczęła i gdzie, jeżeli wszystko przebiegnie zgodnie z planem, znajdzie swój koniec,"

Tytuł oryginału: The King Slayer
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 392
Seria: Łowczyni*
Tom: 2
*The Healer*Łowczyni*Królobójczyni*

Mimo iż, Elizabeth Gray, zyskała nowych przyjaciół w świecie czarowników, większość i tak widzi w niej zagrożenie – w końcu jeszcze nie dawno na nich polowała. Dlatego staje przed radą, czy warto jej ufać, czy będzie to dla niej zgubne. Aby to uzyskać Elizabeth musi zabić jej dawnego mistrza, Blackwella, który planuje wojnę z czarownikami. Zadanie jest o tyle trudniejsze, że bohaterka przekazała swoje znamię jej ukochanemu Johnowi, który przez jego posiadanie, zaczyna się zmieniać.

 "Mam ochotę powiedzieć mu, by uważał. Chcę mu wytłumaczyć, jak to jest. Najpierw zabija się z konkretnych powodów, a potem wystarczy byle wymówka. Wreszcie zabija się ot tak, po prostu, i z każdym odebranym życiem traci się, kawałek po kawałku, własną duszę."

Książka wciągnęła mnie mniej niż poprzedni tom, aczkolwiek i tak mnie uwiodła. Styl pisania pani Boecker, mimo iż prosty, to jednak opisy są chyba największą zaletą książki. Nie są one tak rozbudowane, aby zajmowały trzy czwarte rozdziału, jednakże są zbudowane w taki sposób, abyśmy przenosili się wir walki.
Tak jak w pierwszej części główna bohaterka była naprawdę niezła, polubiłam ją, za to w tym tomie była dość męcząca.

„Wstyd mi za swoje dąsy, lecz nie do tego stopnia, by przepraszać.”
„Już mam powiedzieć, że lepiej będzie jak pójdę. Ale – jak zawsze, gdy zostaję, mimo iż wiem, że powinnam iść – nie wychodzę.”
„Współczuje mi, a nie znam większego upokorzenia niż cudze współczucie.”

„Wsuwam się w pustą ławkę – wszystkie są puste – (…)”

To tylko kilka przykładów głębszych przemyśleń Elizabeth, których po prostu nie mogłam ominąć w tej recenzji.
W trakcie historii poznajemy też Malcolma, władcę, który, bodajże, był wcześniej tylko wspomniany. Dowiadujemy się więcej o tym, jakim był królem, przed rządami Blackwella, oraz zagłębiamy się w stosunki jego i Elizabeth. Tak, jak na początku myślałam, że Malcolm jest typowym, okrutnym władcą, z którym trzeba walczyć i który wykorzystał biedną, młodą łowczynię to, gdy go poznałam, okazał się być naprawdę świetnym bohaterem i nawet dobrym człowiekiem. Zaliczył się też do grona moich ulubionych bohaterów serii. Niestety, zabrakło mi George’a, którego bardzo polubiłam. Pojawił się tylko na chwilę na początku i pod koniec.

"Jasno, zbyt jasno, ponieważ w sercu niosę ciemność."

Nadal nie lubię związku Elizabeth i Johna, a jest go w tej części naprawdę dużo i bardzo się rozwija. Słyszałam, jak w mojej głowie coś krzyczy: „Nie! Nie róbcie tego! To jest złe!”, gdyż jest to chyba jeden z moich najmniej lubianych książkowych związków.
Szokujące było zachowanie Johna, które zmieniło się pod wpływem znamienia, otrzymanego przez Elizabeth. Ten słodki, lekko bezbronny uzdrowiciel stał się nadpobudliwym i groźnym wojownikiem. Aż mi się smutno robiło, mimo iż, troszkę się powtarzam, nie kibicuję im, to jego teksty do dziewczyny były naprawdę bolesne. Co nie zmienia faktu, iż ona w kilku sytuacjach też nie postąpiła, moim zdaniem, słusznie.
W pierwszym tomie dzieje się chyba więcej, ponieważ widzimy Elizabeth jeszcze jako łowczynie, w więzieniu, jej uratowanie i bycie wśród czarowników, zdradę Caleba, a tutaj mamy w większości przygotowanie do wojny i walkę między nimi, a Blackwellem i poddanymi mu łowcami. W połączeniu z bardzo dobrym stylem autorki (który nadal się tu utrzymuje) było to naprawdę fajne, jednakże       pierwsza część bardziej przypadła mi do gustu.


8/10

Widziałam w internecie okładki "The Healer", która będzie prequelem Łowczyni! Już nie mogę się doczekać!

A wy czytaliście serię Virgini Boecker? Czekam na wasze opinie! :D

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

69. SCHIZOFRENIA CZY... PRAWDZIWE DUCHY? | "WEZWANIE" | KELLEY ARMSTRONG #CÓRKA ZEUSA



Tytuł oryginału: The Summoning
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 355
Seria: Najciemniejsze moce
Tom: 1
*Wezwanie*Przebudzenie*Odwet*

 Problemem jest nie to, czy możesz uciec, ale to, czy będziesz chciał

Chloe Saunders jest zwykłą nastolatką. Chodzi do szkoły artystycznej, interesuje się filmami, nie jest zbyt popularna.
Dręczą ją tylko pewni ludzie… Ludzie, których nie widzi nikt inny. Z tego powodu Chloe zostaje wysłana do ośrodka Lyle House, gdzie mają pomóc jej pozbyć się tego problemu.
W ośrodku dziewczyna poznaje kilka innych dzieciaków, którzy również trafili tam, gdyż podejrzewani są o różne choroby psychiczne. W Lyle House Chloe dowiaduje się, że nasz świat zamieszkiwany jest też przez osoby z różnymi, magicznymi zdolnościami, a ona, prawdopodobnie, widzi zmarłych.

Oczywiście, jest to typowa młodzieżówka, jednak taka, która zachęca już od pierwszej strony, na której poznajemy sytuację, która działa się dwanaście lat wcześniej. Autorka ma bardzo prosty, lekki styl pisania, a wydarzenia poznajemy z perspektywy samej Chloe, co wyszło naprawdę w porządku. Realistycznie, gdyż dziewczyna zachowuje się, tak jak nastolatka, a nie dorosła, jednak Armstrong, tak to odczuwałam podczas czytania, chciała by jej książka była bardzo na czasie, przez co powieść jest zbiorem młodzieżowych słów, takich jak cool, na które natykamy się co kilka stron.
Ciekawe jest to, że poznajemy wraz z Chloe cały ten magiczny świat, jaki jest skonstruowany. Było to naprawdę, jakby to powiedzieli bohaterowie tej książki, cool, jednakże wszystkie informacje mamy podane w jednym dialogu. Mnie się to trochę nie podobało, ponieważ wolałabym krok po kroku dowiadywać się tego i owego w różnych sytuacjach. Oczywiście nie wygląda to tak, że Chloe przebyła jeden dialog i już więcej nie dostała informacji. Chodzi mi bardziej o to, że w danej rozmowie dostajemy bardzo dużo faktów, później są to jedynie wzmianki.
Bohaterowie są w porządku. Tak to określę, ponieważ nie byli oni jakoś bardzo dobrze i szczegółowo wyrysowani, jednak miło z nimi spędzać czas. Każdy z nich jest inny i raczej nie było wśród nich kogoś, kto by mi przeszkadzał. Chloe jest piętnastoletnią dziewczyną, która jest osobą wrażliwą, pomocną i dość inteligentną, co ostatnio w młodzieżówkach jest dość rzadko spotykane. Mamy nawet fragment, w którym bardzo chciałaby pomóc Derekowi, ale wie, że bardziej by przeszkodziła niż pomogła. Jak już jesteśmy przy Dereku to warto wspomnieć o nim. Jest on wykreowany na postać oddaloną od innych, odosobnioną, mrukliwą i rzucająca raz po raz nieprzyjemne komentarze. A ja po prostu takie postacie uwielbiam. Fantastyczną bohaterką była też Victoria, czyli dziewczyna, która uczepi się wszystkiego, będzie narzekać o wszystko i nie da ci spokoju, póki nie wygra… Uwielbiam ją! Dodała książce pewnego charakteru.
Fabuła może nie idzie jakoś szybko, ponieważ przez trzy czwarte książki Chloe spędza czas w ośrodku i powoli dowiadując się mrocznych sekretów. Nie mówię, że było to nudne, ponieważ mi się to podobało.
Nie sądziłam, że ta powieść tak mnie uwiedzie. Może nie jest najlepiej dopracowaną książką na świecie, jednakże jest ciekawa, kiedy nie wiemy co czytać i mamy ochotę na coś lekkiego. Na pewno zapoznam się  drugą częścią serii!

7,5/10

Czytaliście może serię Kelley Armstrong? A może chcecie się zapoznać z „Wyzwaniem”?
Miłego dnia wszystkim życzę i powodzenia w nauce do egzaminów!

piątek, 7 kwietnia 2017

68. ZAMIAST OCZU - GUZIKI? | "KORALINA" | NEIL GAIMAN #CÓRKA ZEUSA


Tytuł oryginału: Coraline
Wydawnictwo: MAG
Ilość stron: 169
Seria: -
Tom: -
Ty naprawdę nie rozumiesz, prawda? - rzekła. - Ja wcale nie chcę wszystkiego, czego pragnę. Nikt tego nie chce. Nie tak naprawdę. Co to za zabawa dostawać wszystko, o czym się marzy, tak po prostu? Wtedy to nic nie znaczy. Zupełnie nic.

Koralina wraz z rodzicami przeprowadza się do nowego, dużego domu. Zamieszkują tam też ekscentryczne postacie dwóch kobiet, które określają się mianem aktorek oraz starszy mężczyzna szykujący przedstawienie, w którym wezmą udział śpiewające… szczury. Brzmi dziwnie i lekko przerażająco? A to dopiero początek.
Koralina nie ma najlepszych relacji z rodzicami. Oboje nie mają dla niej zbyt dużo czasu, a dziewczynka jest pełna energii i ciągle chce badać.
W domu znajduje drzwi, które prawdopodobnie prowadzą donikąd.
Aż do chwili, w której Koralinie udaje się przez nie przejść i nie natrafić na ścianę. Trafia ona do swojego domu…
Wszystko wydaje się w porządku, oprócz jej rodziców, którzy z pozoru wydają się być normalnymi rodzicami dziewczynki. Oprócz jednego aspektu…
Zamiast oczu mają guziki…
Dlaczego druga matka tak bardzo pragnie zatrzymać Koralinę przy sobie?

 Kiedy się boisz, ale i tak coś robisz, to to wymaga odwagi.

Gdy byłam młodsza widziałam bajkę na podstawię książki i muszę przyznać, że dowiedziałam się, że to ekranizacja dopiero w zeszłym roku. Bardzo mi się film spodobał, mimo że był lekko przerażający… Tak.. Lekko…
Pierwsze co zauważyć to fakt, że w książce akcja idzie szybciej. Bajka trochę dłużej wprowadzała nas w ten klimat, a tutaj wszystko dzieje się błyskawicznie, ale nie da się przez to od niej oderwać. Tak, jak miałam zastój książkowy to „Koralinę” przeczytałam w mgnieniu oka, jednakże jest ona krótka (ogólnie ma ona mały format) oraz duże literki, więc tym bardziej… Ledwo się obejrzałam a już była za mną.
Nie wiem, czy to fakt, że jestem już starsza, czy w książce aż tak tego nie czułam, ale mroczny klimat towarzyszył mi bardziej przy bajce. Teraz tworzyły go bardziej rysunki Dave’a McKeana, przez które naprawdę ciarki mogą chodzić po plecach.
Postacie są ekscentryczne, unikatowe i zróżnicowane. Momentami też zabawne. Koralina jest zwykłą dziewczynką, która uwielbia badać i nie cierpi lalek, jednak jest też rozsądna i nie wierzy w sztuczki wiedźmy, która jako „druga matka” podaje jej wszystko na przysłowiowej tacy.
Książka bardzo mi się podobała. Napisana jest prostym stylem. Przede wszystkim pokochałam ją za postacie (ten kot był fantastyczny!), jednakże jest to bardziej lekka rozrywka, której raczej nie będę rozpamiętywać…

9/10

piątek, 24 marca 2017

67. ZAGLĄDAJĄC DO ŚWIATA SIMONA | "SIMON ORAZ INNI HOMO SAPIENS" | BECKY ALBERTALLI #CÓRKA ZEUSA



Blue mówił o oceanie oddzielającym ludzi. I że w tym wszystkim chodzi o to, by znaleźć brzeg, do którego warto będzie dopłynąć.
Tytuł oryginału: Simon vs. The Homo Sapiens Agenda
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Ilość stron: 296
Seria: -
Tom: -


Simon jest zwykłym, młodym chłopakiem. Przed wszystkimi ukrywa swoją orientację seksualną. Wszystkimi oprócz jednej osoby…
Jest nią Blue, chłopak, z którym Simon nigdy się nie spotkał. Nie wie też do końca kim on jest, ani jak się nazywa. Komunikują się mailowo i chociaż oboje się nie widzieli, ufają sobie i opisują wzajemnie swoje życie.
Wszystko układa się świetnie. Simon spotyka się z przyjaciółmi, zaczyna czuć do Blue coś więcej, aż do chwili gdy… Ktoś znajduje maile chłopaków. Zaczyna szantażować Simona, ma on pomóc mu poderwać swoją przyjaciółkę, Abby, w zamian nie zdradzi nikomu, że jest gejem. Zadanie jest dość trudne, kiedy dziewczyna nie interesuje się szantażystą ani trochę…

- Co to jest Dementor?Nie. Nie wierzę.- Nie jesteś już moją siostrą.- Aha, czyli coś z Harry'ego Pottera.

Wow. Wyznam wam, że nie spodziewałam się, że ta książka aż tak mnie wchłonie. Przeczytałam wczoraj prawie całą (dziś doczytałam te 30 stron ;)). Powieść może przypaść do gustu wielu osobom, gdyż posiada bardzo prosty język, realnych bohaterów, wartką akcję, a do tego czcionka jest duża, więc przyjemna. Styl pani Albertalli jest… na czasie. Tak to ujmę, gdyż najlepiej opisuje to tę książkę. Na czasie. Prosty, młodzieżowy język, jak i wiele czynników, które sprawiaą, że odnosimy wrażenie, iż dzieje się to naprawdę. Tak odczuwałam wszystkie wspomnienia o Harrym Potterze, Igrzyskach Śmierci, a nawet My Chemical Romance!
Całemu ogólnemu wrażeniu dopełniają wyjątkowo realne postacie. Czułam, że Simon mógłby się znajdować w moim otoczeniu. Zresztą nie tylko on. Tutaj wszyscy wydawali się normalnymi nastolatkami z twojej szkoły. Do tego wszyscy (czyt. Simon, Lea, Nick, Abby itp.) są tak sympatyczni i mają tak silną, fantastyczną więź, że po prostu miło się o tym czyta!
Cała książka ciągnie ze sobą zagadkę. Kim jest ów Blue. Wiadomo, że chodzi on do szkoły Simona. Miałam trzy typy, kim może być chłopak i powiem wam… Nie zgadłam… Nie był to żaden z nich… Smuteczek.
Simon ma problemy. Posiada je jak każdy z nas, ale nie jest bohaterem, który robi z tego powodu ogromną aferę, załamuje rączki i (jako iż zawarta jest tu narracja pierwszoosobowa) rozwodzi się nad tym dwadzieścia stron. Nie. Simon, owszem, stara się je rozwiązać, ale przyjmuje je po ludzku, nie sztucznie, aby tylko się coś działo.
Nie jest to książka akcji, czy fantasy, ale bardzo przyjemna obyczajówka, która umie rozweselić, czy wprawić w zdumienie. Nie wiem, czy była dla mnie, aż tak przegenialna, abym nie wyrzuciła jej z pamięci przez lata, aczkolwiek bardzo miło spędziłam czas z Simonem. Jeżeli poszukujecie książki „na czasie”, której akcja dzieje się w naszym, realnym świecie, poczytać o zwykłych nastolatkach, poznać świat ze strony homoseksualisty to naprawdę polecam, bo warto sięgnąć po „Simona i innych homo sapiens”!
8/10

A jak wam podobała się historia Simona?

Piszcie śmiało wasze opinie!

czwartek, 23 marca 2017

66. POWIEŚĆ OPARTA NA "PIĘKNEJ I BESTII"? | "DWÓR CIERNI I RÓŻ" | SARAH J. MAAS #CÓRKA ZEUSA

Tak. Nie było mnie dawno. Bardzo was wszystkich przepraszam, ale przychodzę z nową energią i recenzją!



Nie wstydź się nawet przez chwilę robienia tego, co przynosi ci radość.

Tytuł oryginału: A court Of Thorns And Roses
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 524
Seria: Dwór Cierni i Róż*
Tom: 1
*Dwór Cierni i Róż*Dwór Mgieł i Furii*A Court Of Wings And Ruins*

Feyra mieszka w wiosce wraz z ojcem i siostrami. Mimo że jest jeszcze młodą, dziewiętnastoletnią dziewczyną, rodzina jest na jej utrzymaniu. Ojciec stara się sprzedawać figurki, ale rzadko kiedy ktoś decyduje się na zakup, a siostry zawsze chcą dostać część pieniędzy, jakie Feyra zarobi z polowań.
Pewnego dnia dziewczyna wyrusza na łowy w głąb lasu, gdzie zabija wilka. I wtedy ich życie przewraca się do góry nogami.
W chacie tej biednej rodziny pojawia się Bestia. Okazuje się, że ów wilki nie był zwykłym, dzikim zwierzęciem. Zgodnie z Traktatem Feyra musi za to morderstwo również zginąć. Jednak istnieje druga opcja. Przybysz może zabrać dziewczynę do krainy, którą zamieszkują magiczne stworzenia – Prythianu. I tam ma ona z nim zamieszkać.



Książka bardzo mnie ciekawiła. Bardzo. Słysząc wszystkie pozytywne opinie, czytając chwalebne recenzję i znając przegenialny „Szklany Tron” Maas. Do tego okładka przyciągała mój wzrok (kocham wydawnictwo Uroboros *.* To jak tworzą okładki…!!)
Pierwsza część książki rozkręca się powoli. Nie mówię, że była nudna, bo nie była, ale akcja startowała dość długo, przez co powieść, mimo że ciekawa, szła mi mozolnie, zważając jeszcze na bardzo małą czcionkę, przez którą moje oczy cierpiały. Poznajemy wtedy oba, świetnie wykreowane światy, Krainę Śmiertelników i Prythian, oraz głównych bohaterów, o których napiszę za chwilę.
Jednak druga połowa to akcja za akcją. Ciągle coś się dzieje, ciągłe zwroty. Nie masz czasu zaczerpnąć tchu, bo Maas szykuje dla ciebie coś nowego.


Potrzebujemy nadziei, bo ona daje nam siłę, by trwać. Więc pozwól jej zachować tę nadzieję, Feyro. Pozwól jej marzyć o lepszym życiu. O lepszym świecie.

Widać ogromny postęp w stylu pisania autorki. Maas pokazała, że ma talent już w „Szklanym Tronie”, ale tu jest jeszcze lepiej. ACOTAR to poważniejsze fantasy, niż poprzednia seria. Prythian jest krainą bardzo złożoną i świetnie opisaną, mamy przedstawioną jej historię, prawa, dzieje, jakby istniała ona naprawdę. Czułam, że jest ona realna i namacalna.
Z bohaterów nikt w szczególności mnie nie irytował, ewentualnie przemyślenia Feyry były przydługawe. Z postaci, które poznajemy z początku to przypodobał mi się Lucien, który znajdował się na dworze Tamlina, księcia z Dworu Wiosny, ale potem wkroczył Rhysand, który wparował, rozpychając się ramionami i skradł moją miłość.
Nawiązanie do „Pięknej i Bestii” jest. Da się to zauważyć już w głównym wątku, ale niech nie zrażają się osoby, które obawiają się ckliwej powiastki, ponieważ tu jej nie znajdą. Brutalność. To się tu znajduje, więc nie zalecam jej młodszym czytelnikom, właśnie ze względu na sceny brutalności i intymności.
Wchłonęła mnie. Po prostu. Wchłonęła mnie. Uwiodła tajemnicą, magią u Rhysandem. Wiedziała, jak odnaleźć drogę do mojego serca! Naprawdę gorąco polecam.


9/10

A wy czytaliście ACOTAR? A może druga część jest już za wami? Polecacie?